Czyli jak ja widzę spotkanie Ash z Shepardem :) Miłego czytania, opinie w komentarzach!
Hałas silników cichł powoli, kiedy kolosalnych rozmiarów
statek kosmiczny Zbieraczy uciekał z powierzchni planety. Wieże obronne
kolonii - lasery systemu Gardian, przerywały ostrzał, kiedy wróg znalazł się
poza ich zasięgiem. Horyzont został ocalony. Pozostali w kolonii ludzie byli
bezpieczni. Komandor Shepard schował broń.
- Nie! - wrzask rozległ się po całym polu. Zza pleców
komandora wybiegł mechanik, którego spotkał walcząc z hordą Zbieraczy. Minął
ich, jakby byli tylko powietrzem, spoglądając w niebo za znikającym w
atmosferze statkiem. - Nie pozwólcie im uciec !
Shepard odwrócił się do Mirandy i Garrusa, każąc im
dokładnie zbadać plac oraz pobliskie budynki, upewniając się, że Zbieracze nie
zostawili prezentów. Gdy się rozproszyli, komandor podszedł do zrozpaczonego
kolonisty.
- Przykro mi. Niczego nie mogłem zrobić - próbował go
bezskutecznie uspokoić, kiedy mężczyzna kręcił się w kółko depcząc po własnych
śladach. - Ich już nie ma, odlecieli ... - urwał, napotykając wzrok mechanika.
- Połowa kolonii jest na pokładzie tego przeklętego statku!
- wrzasnął mu w twarz, wskazując punkt na niebie, za którym zniknął statek. -
Zabrali Egana, Sama i ... i Lilith! - znów zaczął rzucać się w tę i z powrotem.
- Zrób coś ! Cokolwiek. - jego głos się załamał.
- Nie chciałem, by tak to się skończyło. - zaczął komandor -
Robiłem wszystko, co mogłem. Żałuję, że nie mogłem dotrzeć tutaj wcześniej.
- Zrobiłeś więcej niż ktokolwiek, Shepard. - zaczął Turianin,
podchodząc do rozmawiających - Wschodnia część kolonii zabezpieczona.
Komandor skinął głową na znak, że rozumie. Dźwięk nazwiska
komandora wyrwał mechanika z transu. Spojrzał na obojga wielkimi oczyma, a na
jego twarzy pojawił się grymas satysfakcji zmieszanej ze złością, ślepą
nienawiścią.
- Shepard? - wysyczał przez zaciśnięte wargi - Pamiętam cię.
Jesteś tym pieprzonym bohaterem Przymierza - soczyście przeklął, po czym wypluł
wypowiedziane słowa.
Przez plac przetoczył się chłodny wiatr, wysuszając perlący
się na twarzy komandora pot. Dopiero teraz żołnierz uświadomił sobie jak cicho
jest w tej kolonii. Nie słychać było śmiechów ani rozmów, ujadania zwierząt,
śpiewu ptaków. Jedynym dźwiękiem wydobywającym się z tej planety, zdawał się
być gniewny szelest liści, smaganych przez porywisty wiatr.
Komandor nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.
- Komandor Shepard. Kapitan Normandii. Pierwsze ludzkie
Widmo. Zbawca Cytadeli - zza wielkiego kopca, zbudowanego z kilkunastu skrzyń
wypełnionych niezbędnym kolonii sprzętem, wyłoniła się kobieta. Ubrana w mundur
z logiem Przymierza, z hardym wyrazem twarzy, kroczyła pewnie na spotkanie
zebranych. - Stoisz przed prawdziwym bogiem, Delan. Człowiekiem, który powrócił
z martwych - mówiła beznamiętnym tonem, wypranym z jakichkolwiek oznak emocji.
Mechanik patrzył na nią uważnie, kręcąc głową ze
zrezygnowaniem.
- Straciliśmy tylu dobrych ludzi, ale ciebie oczywiście
zostawili! Właściwie, nie spodziewałem się niczego innego - posłał w jej stronę
gniewne spojrzenie. - Pieprzyć to ! Skończyłem z wami, z całym Przymierzem! -
rzucił, unosząc ręce w dramatycznym geście, po czym mamrocząc wyzwiska, oddalił
się w stronę centrum kolonii.
Shepard zbliżył się do kobiety, zachowując bezpieczny,
metrowy dystans pomiędzy nimi, w razie, gdyby okazało się, że w czasie tych
dwóch lat zmieniło się więcej, niż przypuszczał. Spojrzał jej głęboko w oczy. W
te same, które nadal przyprawiają jego serce o szybsze bicie. W których,
dostrzegał swoją rozpromienioną twarz, ilekroć spojrzał na jej oblicze.
Sierżant Ashley Wiliams, jedyna ocalała z Eden Prime. Kobieta, w której
zakochał się bezpowrotnie. Ta, dla której był gotów zrobić wszystko. Ash ... .
Sierżant uniosła wzrok, by spojrzeć na niego. Na mężczyznę,
którego opłakiwała przez te wszystkie niezliczone noce. Na tego, przez którego
cierpiała tyle ciągnących się dni. Tego, którego jak sama mówiła, przestała już
kochać. Lecz w tej jednej chwili, podczas tego jednego spojrzenia, zakochała
się ponownie.
- Myślałam, że nie żyjesz - wyszeptała - Wszyscy tak
myśleliśmy. Ja ... - urwała, kiedy mężczyzna przyciągnął ją do siebie, mocno
tuląc.
Ashley nie broniła się przed uściskiem. Wręcz z ulgą,
zamykając oczy, oddała się temu uczuciu, które nagle nią ogarnęło. Odnalazła to
ciało, tak idealnie pasujące do jej własnego. Tę szyję, w którą tak kochała się
wtulać, wąchając zapach wody kolońskiej. Przez ułamek sekundy, znów leżała
wtulona u boku Komandora, w jego kabinie, na pokładzie SR1 Normanda. Przez tę
ulotną chwilę, znów była szczęśliwa. Wiedziała, że mężczyzna także cieszy się
ze spotkania. Sposób w jaki ją obejmował, w ruchach jego rąk, w drżeniu jego
ciała, odczytywała wszystko.
- Minęło tyle czasu, Ash. Co u ciebie? - wyszeptał jej do
ucha, sprawiając, że natychmiast wróciła do rzeczywistości, odsuwając się od
niego. Pozwoliła jednak, by wciąż trzymał jej dłoń.
- To wszystko!? - zapytała, niemalże z zaskoczeniem. -
Zjawiasz się po dwóch latach, jakby nic się nie stało, pytając "co u
mnie?" - z niedowierzaniem wypuściła powietrze z płuc, kręcąc głową - Coś
nas łączyło Ian. Coś prawdziwego. Ja...
Ja cię kochałam - wyjęła dłoń z jego uścisku, cofając się krok do tyłu. Nie
odwróciła jednak wzroku. Została tak wychowana, nigdy nie odwracać spojrzenia.
- Myślałam, że jesteś martwy - powtórzyła - Prawie... Jak mogłeś kazać mi
przechodzić przez to wszystko?! - czuła jak wzbierają w niej emocje - Dlaczego
się ze mną nie skontaktowałeś? Dlaczego nie powiedziałeś mi, że żyjesz? - z jej
oczu spłynęły łzy, których nie mogła zatrzymać. Nie była świadoma płaczu,
dopóki łzy nie zaczęły spływać po policzkach, spadając na jej dłonie. Teraz
nienawidziła siebie jeszcze bardziej. Znów się odsłoniła. Wiedziała, że musi
teraz być gotowa na cios. Zawsze tak się działo. Kiedy pozwalała sobie znieść
gardę, coś uderzało w nią z całym impetem. Teraz nie oczekiwała różnicy. Coś
wewnątrz niej poddało się. Oparła czoło o tors komandora, zamykając oczy.
Dłonie zacisnęły się w pięści, gotowe w każdej chwili uderzyć pierś Sheparda w
ostatnim akcie desperacji, który tak do niej nie pasował.
- Przykro mi, Ash… - mężczyzna nie odważył się jednak, by ją
dotknąć. Stali tak smagani coraz to silniejszymi powiewami wiatru, niosącego
widmo rychłej zimy, przypominając pomnik cierpiących kochanków. - Byłem w
stanie śmierci klinicznej. Dwa lata zajęło połatanie mnie - czuł, że kobieta mu
się wymyka. Przesypuje przez palce niczym wypalony piasek. Nie był w stanie się
obronić przed jej zarzutami. Choć dla niego minęło zaledwie parę tygodni, był
świadom, że dla Ash czas nie zatrzymał się na tamtym ataku. Nie mógł jej winić.
Nie mógłby ... - Minęło tyle czasu. Ruszyłaś naprzód. Nie chciałem otwierać
starych ran - miał nadzieję, że Ashley go zrozumie. To nie tak, że wykreślił ją
ze swojego nowego życia. Czytał raporty, prześledził historię jej służby. Po
prostu wydawało mu się, że tak będzie najlepiej. Przynajmniej dopóki nie wykona
swojej misji.
- I ruszyłam ... - wyszeptała, ponownie obejmując komandora,
tak, że teraz mówiła wprost do jego ucha. - I oto jesteś, ciągnąc mnie z
powrotem - Ich policzki złączyły się na jedno uderzenie serca, nim kobieta
ponownie przybrała niewzruszoną pozę na dobre odsuwając się do Sheparda. -
Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że wraz z informacją o twoim
zmartwychwstaniu, otrzymałam raporty o twojej współpracy z Cerberusem.
Cerberusem, Ian ! - poniosła głos oskarżycielsko.
- Raporty? - przerwał im Garrus, do tej pory udając, iż
przegląda zawartość pobliskich skrzyń. - Masz na myśli, że Przymierze wiedziało
od początku? Że ty wiedziałaś? - zapytał, choć doskonale znał odpowiedź.
Ashley zwróciła się bezpośrednio w jego stronę. Turianin nie
był dla niej obcą osobą. Razem uratowali Cytadelę przed Suwerenem, razem
pokonali Saren, nawet żartowali, kiedy siedzieli w mesie na Normandii. Kobieta
wiedziała, że nie musi się tłumaczyć przed nikim, a już na pewno nie przed
ludźmi Cerberusa.
- Wywiad twierdził, że za porwaniami może stać Człowiek
Iluzja - wyjaśniła ze względu na stare czasy. - Dostaliśmy cynk, że ta kolonia
może stać się następnym celem. Poszłam prosto do Andersona, ale spławił mnie,
nim zdążyłam dobrze zadać pytanie. Nie ważne jednak co mówił, lub też w tym
wypadku czego nie mówił Anderson, krążyły plotki, że żyjesz.. - kontynuowała,
przyjmując wygodniejszą pozycję. Bolały ją wszystkie mięśnie, błagając o chwilę
odpoczynku. -... a co gorsza, że pracujesz teraz z ... z wrogiem - nazwa organizacji
stanęła jej w gardle. Komandor nie spodziewał się, że Ashley darzy ich taką
nienawiścią. Część tej złości jest przeznaczona dla niego. Był teraz z nimi
związany, czy tego chciał, czy nie chciał, jednak do nich nie należy.
- Ja i Cerberus mamy wspólny cel; ocalić ludzkie kolonie -
zaprotestował. Tym razem to on uniósł głos, by podkreślić wagę swoich słów -
Nie znaczy to jednak, że do nich należę!
Usta Ash delikatnie, ledwie zauważalnie, uniosły się w
uśmiechu. Nieomal z czułością spojrzała na mężczyznę, tak, jak to robią kobiety
przekonane o naiwności drugiej osoby.
- Naprawdę w to wierzysz, Ian? Zastanawiałeś się nad tym, że
może Cerberus chce byś tak myślał? - zapytała, lecz nie spodziewała się
odpowiedzi. Na to pytanie nie można było odpowiedzieć właściwie. - Kiedy
usłyszałam plotki o tym, że żyjesz ... tak bardzo chciałam w nie wierzyć.
Otrzymałam to małe ziarenko nadziei, którego tak bardzo potrzebowałam - mówiła
coraz ciszej, jakby jej słowa przeznaczone były jedynie dla jej własnych uszu.
Kiedy jednak wypowiedziała kolejne słowa, znów pełne były gniewu, oskarżeń,
hardości. - Nigdy jednak nie spodziewałam się czegoś takiego! - wskazała rękami
dookoła, pokazując zdziesiątkowaną kolonię, na Mirandę powoli wracającą ze
zwiadu, na Garrusa, aż w końcu wskazała na Sheparda. - Jak mogłeś odwrócić się
do nas wszystkich plecami? Jak?! Zdradziłeś Przymierze ... Andersona -
wyliczała. - Zdradziłeś mnie!
Komandor poczuł, jakby wymierzono mu policzek. Mógł sobie
zarzucić wszystko, ale nie to, że zdradził kogokolwiek, a już na pewno nie
Ashley. W czasie całej swojej wojskowej kariery starał się postępować słusznie.
Kroczył drogą sprawiedliwości, gotów poświęcić własne życie za swoich
podwładnych.
- Ash, znasz mnie! - zaczął rozpaczliwie, próbując dotrzeć
do stawiającej coraz wyższy mur kobiety. - Dobrze wiesz, że robię to, ponieważ
mam powód. Chcę ocalić kolonię, wszystkich ludzi. Zniszczyć Zbieraczy - wskazał
w niebo, gdzie zniknął statek zbieraczy, po czym pokazał opuszczone budynki. -
Widziałaś to na własne oczy! Zbieracze obrali za cel ludzkie kolonie. Oni
współpracują ze Żniwiarzami! - w porę pohamował się, by nie wykrzyczeć
ostatniego zdania. Miał nadzieję, że kobieta zrozumie powagę sytuacji i jego
motywację, kiedy dowie się, że jego zdaniem napastnicy nie działali sami, lecz
współpracowali z największym zagrożeniem galaktyki. Ashley wydawała się jednak
nieporuszona tymi słowami.
- Chciałabym ci wierzyć, Shepard - powiedziała bez emocji. -
Nie ufam Cerberusowi, ale bardziej mnie martwi, że ty, tak. Co oni ci zrobili?
- przez jej twarz przebiegł cień obrzydzenia, kiedy mierzyła komandora od stóp
do głów, odsuwając się w tył o kolejne dwa kroki. - A pomyślałeś, że to oni
mogą stać za tym wszystkim? Co jeśli to oni współpracują ze Zbieraczami?
Tym razem to nie komandor odpowiedział, lecz Garrus. Z
wściekłością na twarzy, wywracając kilka skrzyń, podszedł do rozmawiających,
stając ramię w ramię z Shepardem.
- Cholera, Williams! Tak mocno skupiłaś się na Cerberusie,
że nie widzisz prawdziwego zagrożenia ! - gdyby, nie ręka dowódcy, wykrzyczałby
jej to w twarz. Musiał się jednak ograniczyć do dzielącej ich przestrzeni.
- Pozwalasz, by ich niesławna historia przysłoniła ci
wszystkie fakty - dodał komandor, siląc się na ostatnie próby przemówienia do
kobiety.
Ash potrząsnęła głową przecząco, nie wydając się ani trochę
bardziej przekonana, nim przed wybuchem Turianina.
- A może czujesz, że jesteś coś winien Cerberusowi za
uratowanie cię. Może twoim problemem jesteś ty sam. Zresztą nieważne ... Ja
wiem, gdzie leży moja lojalność. Jestem żołnierzem Przymierza - dumnie uderzyła
zaciśniętą pięścią w logo Przymierza znajdującego się nad jej prawą piersią. -
Mam to we krwi!
Kobieta jeszcze raz spojrzała na Sheparda, Garrusa oraz
nieznajomą kobietę, która czaiła się za skrzyniami z pistoletem w ręce.
Myślała, że ma z nią jakieś szanse? Żałosna tak samo, jak cała organizacja, do
której należała. - Wracam złożyć raport na Cytadeli. Niech oni zdecydują, czy
uwierzą w twoją historię, czy nie - zakomunikowała krótko.
- Przydałby mi się ktoś taki jak ty w mojej nowej załodze -
wyrwało się mężczyźnie. Zaskoczony własnymi słowami, szybko dodał. - Byłoby jak
za dawnych czasów.
Ashley spojrzała na niego z niedowierzaniem, zacisnęła zęby.
- Nie, nie byłoby - rzuciła wymownie. - Nie jestem wielką
fanką obcych, ale nie chce być jakkolwiek wiązana z taką ekstremistyczną grupą
- odwróciła się, kierując kroki w stronę, z której przyszła. Ta rozmowa i tak
trwała już za długo. Czuła, że powiedziała już wszystko co należało, lecz
pogodziła się z faktem, że nie dojdzie do żadnego porozumienia. Rany zostały
posypane solą i boleć będą jeszcze długo. Była na to gotowa, miała w tym pewne
doświadczenie.
Robiła wolne, lecz zdecydowane kroki, zupełnie jakby
walczyła sama ze sobą. Część jej, chciała odwrócić się, pobiec z powrotem do
Sheparda i dołączyć do niego. Druga zaś, ta silniejsza, przekonywała ją, że
postąpiła słusznie. Tak głęboko zatopiła się we własne myśli, że nie zauważyła,
że ktoś chwyta ją za rękę, dopóki nie odczuła gwałtownego szarpnięcia w tył.
Odwróciła się zmieszana. Stała oko w oko z komandorem.
- Proszę, Ash. Nie odchodź. Ja ... Ja nadal cię kocham - wyznał
i nie czekając na odpowiedź lub jakąkolwiek inną reakcję kobiety, pocałował ją.
Ich usta złączyły się w pocałunku pełnym pasji i
namiętności. Było to idealne odzwierciedlenie ich związku, uczucia jakie kiedyś
dzielili. Przez chwilę obydwoje znaleźli się w innym świecie. W miejscu, gdzie
nic poza nimi nie miało znaczenia. Liczyli się tylko oni, ich ciała złączone
pocałunkiem, słony smak łez na wargach. Kiedy pocałunek się zakończył, wciąż
stali blisko siebie, wsłuchani w swoje oddechy i bicia serc.
- Proszę ... - wyszeptał ponownie Shepard, gładząc jej
policzek. - Nie zostawiaj mnie ponownie...
- To ty mnie zostawiłeś, Ian - odpowiedziała, składając
delikatny pocałunek na jego ustach. Było to zaledwie muśnięcie warg, lecz
znaczyło więcej niż wszystko inne. - I nie wróciłeś po mnie, kiedy miałeś
okazję - dodała, odwracając się plecami do mężczyzny. - Żegnaj, Shepard - nim
jednak podjęła marsz, uszu komandora dosięgnął ledwie słyszalny szept. - Po
prostu... uważaj na siebie, bo ja ciebie też.
Shepard patrzył jak Ashley Wiliams znika mu z oczu,
przechodząc przez północną bramę placu. Zdawał sobie sprawę, że być może jest
to ostatni raz, kiedy ją widzi. Do tej pory nie zastanawiał się nad tym, co się
stanie, kiedy już pokona Zbieraczy i będzie mógł posłać Cerberusa i Człowieka
Iluzję w czeluści piekieł. Czy nie ma już dla niego powrotu do wojsk
Przymierza? Choć sam do końca nie wiedział dlaczego, wezbrał w nim
niepohamowany gniew.
- Garrus, Miranda! - zawołał. - Wracamy na Normadię. Mam już
serdecznie dość tej kolonii.
***
Kilka tygodni później.
- Komandorze, na pańskim terminalu czekają nowe wiadomości -
zakomunikowała Kelly, kiedy tylko minął jej posterunek. Jak zwykle
uśmiechnięta, zasalutowała, po czym wróciła do pracy, cokolwiek nią było.
- Dziękuję, Kelly. Odczytam je w mojej kajucie -
odpowiedział, wchodząc do windy i naciskając przycisk z cyferką jeden.
Gdy znalazł się wewnątrz, podszedł do biurka, by przejrzeć
pocztę. Czekał na kilka ważnych wiadomości, jednak ta, która pierwsza rzuciła
mu się w oczy, była co najmniej zaskoczeniem. Kilka razy czytał na głos imię i
nazwisko nadawcy, nie mogąc uwierzyć w to, na co patrzy. Ashley Wiliams
(ashley.m.wiliams@citadel.mil.sa). Otworzył maila.
TEMAT: CZEŚĆ SHEPARD
Przepraszam, za moje słowa na Horyzoncie. Ja ... straciłam
Cię dwa lata temu i nieźle mnie to trafiło. Codziennie modliłam się za Ciebie.
Czytałam dużo Tennysona, myśląc o Tobie - tak jak wtedy, kiedy umarł mój
ojciec. - I nagle wracasz, jakby moje modlitwy zostały wysłuchane. Ale nie
jestem już tą samą osobą co kiedyś i Ty też nie.
Sama nie wiem co jest prawdą. Jakaś część mnie nie może
uwierzyć, że to naprawdę Ty. Jest też inna część, ta, która ciągle wraca do tej
nocy sprzed Ilos; do wspomnień, o których przez ostatnia dwa lata nie
pozwalałam sobie myśleć.
Nigdy nie spodziewałam się, że możesz pracować dla
Cerberusa, ale rozumiem, czemu wysłali Cię na Horyzont. Widziałam, ile ludzi
tam zginęło i jeśli jest ktoś, kto może powstrzymać Zbieraczy, to jesteś to
właśnie Ty. Nie mogę Ci towarzyszyć, ale mogę życzyć powodzenia.
Uważaj tylko na siebie ... Szefie. Nie wiem co kryje
przyszłość ... ale nie mogę Cię stracić po raz drugi.
~Ash
"Wszystkie zamyka sprawy śmierć,
Lecz przedtem rozbłysnąć jeszcze może czyn szlachetny,
Godny tych, którzy z bogami walczyli."
Shepard wyłączył wiadomość. Jego twarz rozjaśnił uśmiech.
Odwrócił głowę w prawo, by spojrzeć na stojącą w rogu biurka fotografię.
Zdjęcie kobiety, którą kochał. Ashley Wiliams uśmiechającej się dla niego.