poniedziałek, 3 grudnia 2012

DLC Omega

Wczoraj mniej więcej o tej porze zasiadłem wreszcie do najnowszego DLC do trzeciej odsłony Mass Effecta. Miałem zamiar zagrać tylko chwilkę, jako, że ostatnio z powodu przedłużającego się już remontu nie mam zbytnio czasu ani sposobności dorwania się do stacjonarnego, by pograć w spokoju. Będąc szczery chciałem zagrać sobie wczesnym rankiem, kiedy wszyscy spali, ale jak zwykle zapomniałem, że ściąganie przez Origin to 5 lat w kamieniołomach >.<" . Przeszedłem, to mam prawo, ocenić, wypowiedzieć się.
U mnie ten dodatek na pewno pobił Lair of the Shadow Broker. Myślałem, że nie doczekam tego dnia, gdyż każdy dodawany później dodatek był albo strasznie krótki albo nieciekawy, albo połączenie tych dwóch rzeczy. A tutaj dostaję Omegę, porządne DLC, na którego nie żałuję wydania 1200 pkt.
Plusy:
- Czas - wreszcie dodatek trwa dłużej niż 30-60 minut ( czyt. Arrival, Ashes, Hefajstos, Overlord ). Oczywiście mówię tutaj o wysłuchaniu wszystkich dialogów, dokładnym zbadaniu obszarów, zebraniu wszystkich dóbr etc. W innym wypadku czas skraca się o 70%. Mnie przejście Omegi zajęło pięć godzin z haczykiem, jestem absolutnie zadowolonym.
- Drużyna - dodali jakieś urozmaicenie. Dostajemy dwie nowe postacie do teamu. Arię i jej ex-kochankę. Każda z unikalną zdolnością, choć nie do końca przydatnymi w ferworze walki, ale za to doskonale prezentującymi się w animacjach i cut-scenkach. Cieszę się, że udało im się utrzymać charakterek Arii, choć podczas mojej rozgrywki zdecydowanie zmiękła ; P
- Rozgrywka - chodzi mi tutaj o ułożenie poszczególnych plansz, o ich ilość i jakość. Wreszcie można się było wystrzelać! Wrogów co nie miara, wszędzie amunicja i tylko jedno ograniczenie - poziom naszej gry. Oj, już dawno  z takim zachwytem nie cieszyłem się niesłabnącymi falami wrogów.
- Przeciwnicy - cieszę się, że stworzony nowy rodzaj - Baszty i te zmutowane niebieskie stwory.
- Fabuła - dopracowana, składna, grało się przyjemnie. Żałuję tylko, że moja końcówka była taka protagonistyczna. Pierwszy raz żałowałem, że nie jestem nieco bardziej zły ; )
Minusy:
- Wróg - główny przeciwnik - byłem go bardzo ciekawy, a tak właściwie był ograniczony do minimum, nie robiąc za wiele "złego". Niby coś tam walczy, niby się przeciwstawia, ale to takie jakby chciał a nie mógł. Zdecydowanie liczyłem na więcej akcji z jego strony. A finał to już w ogóle? Źli ludzie tak się nie zachowują.
- Omega - choć zachwalam dodatek jak tylko mogę, to brakowało mi choć spacerku starymi, znanymi nam ulicami Omegi. Jedyną lokalizując jaką poznaję to wejście do Afterlife. Na prawdę. W pewnym momencie moja postać mówi, ze poznaje okolicę. Aria tłumaczy, że Mordin miał tutaj klinikę - really? Kiedy wreszcie rozpoznaję jakieś ułożenie, stwierdzam, że w miejscu, z którego właśnie wyszedłem, jeszcze w ME2 był pokój w którym zamknięto chorego bataranina. Dziwne. Albo to tylko ja?

To moje zdanie na temat dodatku. Na pewno zapomniałem o czymś wspomnieć, albo coś pominąłem  Jak mi się coś przypomni, to będę dodawał przy okazji następnym postów. No i podsumowując, dodatek zgarnia 9/10. Byłaby 10, gdyby pokazali kilka starych lokalizacji i wspomnień :) Dobra, liczyłem, że wejdę głównymi drzwiami stacji, zmasakruję wszystkich i przejmę władzę, tak w stylu Arii, a nie będę biegał po tunelach, ot co :P !

1 komentarz:

  1. Brakowało mi nawiązań choćby do kliniki Mordina. Jedno zdanie rzucone przez całe DLC mi nie odpowiada. Poza tym szczegółem i śmiercią Nyreen wszystko mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń