niedziela, 18 września 2011

The Last Night

Zamkowe komnaty mają to do siebie, że choćby nie wiadomo jak ich nie zapchać, czy udekorować, zawsze będą surowe i chłodne. Ta także taka była. Pomimo trzaskającego w kominku ognia, olbrzymich obrazów i zasłon zdobiących ściany, wielkich okien i ogromnego łoża z baldahimem, w pokoju dało się wyczuć niepokój, obawę, widmo nadchodzącej śmierci.
Światło rzucane przed roztańczone ognie oświtlało tylko wątły obszar pokoju znajdujący się tuż przed kominkiem. Stała przy nim młoda kobieta, czarownica. Jej myśli nie znajdowały się w tej chwili w tym pokoju. Była pochłonięta w rozmważaniach nad tym co było, co jest i co ma nastąpić. Nad tym ostatnim szczególnie się głowiła. Nikt nie wie, ale ona zna przyszłość. Zna każdą jej wizję, każdą drogę jaką może się to potoczyć i wie doskonale, że żadna z nich nie zakończy się tak jakby tego pragnęła.
Jej dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści, kiedy pomyślała o tym co wydarzy się za parę godzin, w czasie ostatecznej bitwy, w chwili zabicia Arcydemona.
Drzwi komnaty otworzyły się cicho i powoli. Weszła przez nie dziewczyna nie mająca więcej niż dwadzieścia lat. Ciemność skrywała jej osobę, jedynie detale kobiecego ciała zdradzały kim jest. Strażniczka. Jedna z ocalałych. Przyszła królowa. Ofiara.
Na widok wiedźmy zatrzymała się w pół kroku, a jej dłoń instynktownie podąrzyła ku pasie przyczepionym do sukni.
- Nie obawiaj się, to tylko ja, Morrigan – czarownica odwróciła się do Strażniczki i spojrzała na nią przenikliwie.
-Coś się stało Morrigan? – zapytała podchodząc bliżej – Chciałabym zostać teraz sama. Odbyłam właśnie wyczerpującą rozmowę z Alistair’em i Riordan’em, dlatego nie mam ochoty na kolejną kłótnie. Nie dziś …
- Nie chcę się kłócić – rzuciła obruszona – Przyszłam Ci powiedzieć, że nie musisz umierać! Jest wyjście, luka. Dzięki temu możemy uratować wszytskich i zabić Arcydemona raz na zawsze, wystarczy tylko, że …
- Czekaj … - przerwała jej Strażniczka – Ty … Ty wiedziałaś. Od samego początku wiedziałaś, co trzeba zrobić, by zabić Arcydemona i pokonać plagę. To dlatego Flemeth wysłała Cię z nami! To od początku był Was plan! A ja … ja Ci ufałam – wrzasnęła i załamała się – Co takiego Ci zrobiłam, co zrobiłam Twojej matce, że nie pozwoliłyście mi skonać na tamtej wieży?! Czy nie powinnam była oddać życia w obronie Ostragaru jak inni, jak Duncan! Dlaczego Flemeth uratowała mnie, a nie Duncana? Dlaczego nie uratowała króla?!
- Już odpowiadałam na te pytania, kiedy obudziłaś się w moim domu w Głuszy. Twoim przeznaczeniem nie była śmierć na  Wieży Ishal. Miałaś przeżyć i położyć kres Pladze w jakikolwiek sposób – Morrigan mówiła spokojnie i nie unosiła głosu – Rzeczywiście matka wiedziała co Cię czeka i własnie dlatego kazała mi podąrzyć za Tobą.
-Jak mogłaś mi to zrobić?! Bawiło Cię to prawda? – słowa Strażniczki wbijały się jak zaostrzone sztylety – Patrzyłaś jak zakochuję się w Alistair’ze, jak planujemy wspólne życie, po tym jak to wszytsko minie, a w głębi duszy cieszyłaś się, że nas przechytszyłaś i że zobaczysz jak żadne z naszych marzeń się nie spełnia! Mam nadzieję, że jesteś zadowolna – łzy spłynęły po jej policzku – Wszytskiego najlepszego Morrigan, osiągnęłaś to czego chciałaś, jutrzejszego dnia zginę, by uratować Ferelden, by uratować Ciebie – powiedziała odwracając się do wyjścia.
-Nie musisz umierać!- krzyknęła za nią wiedźma, pierwszy raz podnosząc głos –Właśnie to usiłuję Ci powiedzieć!
Strażniczka zatrzymała się.  Wciąż stojąc plecami do Morrigan zapytała.
-Co masz na myśli?
-Chodzi o pewien rytuał. Znalazłam go w Księdze mojej matki. Trzeba odbyć go w noc przed wielką walką – zaczęła.
-Przejdź do rzeczy – wojowniczka odwróciła się raptownie.
-Tej nocy musi zostać spłodzone dziecko z krwi Szarego Strażnka. Kiedy demon zostanie zabity, jego esencja poleci do dziecka jak ćma do ognia. Na tym etapie dziecko ma szansę przeżyć, ale co najważniejsze nikt z obecnych tutaj Szarych Strażników, nie będzie musiał umierać. Musisz tylko przekonać Alistair’a, by przespał się ze mną
-I to jest ten Twój idealny plan? – zapytał Strażniczka ze łzami w oczach – Myślisz, że Alistair się na to zgodzi? Wiem, że zrobi wiele, by mnie ochronić, ale prędzej poświęci własne życie, niż spłodzi z Tobą dziecko. A do tego nie dopuszczę, nie odbiorę Fereldenowi króla! Nie możesz uwieść Riordana?
-Niestety. Potrzebuję krwi człowieka, który został Strażnikiem niedawno. Alistair to jedyna opcja, to musi być on.
-Nie!! Przepraszam Morrigan, ale ja już zdecydowałam. Jutro uratuję Ferelden, uratuję każde z Was osobna, zrobię co będzie rzeba i dołączę do mamy i taty. Powinnam była zginąć w tamtym zamku dawno temu. Nie powinnam była patrzeć na śmierć rodziców, osób, które kocham. Nie będę patrzyła na nią więcej, nie będę patrzyła na śmierć kogokolwiek z Was, przykro mi.
-Myślisz, że Alistair by tego chciał?! Myslisz, że będzie uważał Cię jutro za bohaterkę, kiedy opadnie bitewny kurz, a on zobaczy Cię martwą, skąpaną we krwi Arcydemona? Myślisz, że to to czego ona pragnie?! Błagam się zastananów się nad tym!
Starżniczka milczała, po czym ponownie odwróciła się do drzwi.
-Niektóre decyzje są nie do podjęcia … Cieszę się, że przeżyłyśmy tę przygodę razem.
Do uszu dziewczyny dotarł dziwny dźwięk. Jakby coś upadało na ziemię. Mimowolnie odwróciła się, by zobaczyć wielką czarownicę z Głuszy klęczącą na ziemi i błagającą ją o ponowne przemyślenie jej oferty. Wiedźma nie patrząc na nią, bijąc czołem o ziemię mówiła, a ogromne łzy moczyły królewski dywan.
-Choć Alistair z tego żałował, miał rację. Nim Cię poznałam, nie miałam przyjaciół. Spotkanie z Tobą odmieniło moje życie, zmieniło mnie. Jesteś pierwszą osobą, którą mogę nazwać przyjaciółką. Jesteś pierwszą osobą, której ufam. Nie mogę pozowlić Ci umrzeć.
-No nie Twoja wina, Morrigan – Strażniczka zbliżyła się do drzwi, kładąc rękę na klamce.
-Jeśli się nie zgodzisz, nie wezmę udziału w jutrzejszej bitwie! Nie będę patrzyła jak dobrowolnie składasz swe życie Arcydemonowi! – czarownica podniosła się z ziemi i wciąż patrząc przeszyła plecy Strażniczki lodownatym spojrzeniem.
- Nie składam go Arcydemonowi, składam go Wam – wyszeptała i wyszła, zostawiając wiedźmę samą w olbrzymiej, chłodnej komnacie.