poniedziałek, 19 listopada 2012

Horyzont, v2.0


Czyli jak ja widzę spotkanie Ash z Shepardem :) Miłego czytania, opinie w komentarzach!

Hałas silników cichł powoli, kiedy kolosalnych rozmiarów statek kosmiczny Zbieraczy uciekał z powierzchni planety. Wieże obronne kolonii - lasery systemu Gardian, przerywały ostrzał, kiedy wróg znalazł się poza ich zasięgiem. Horyzont został ocalony. Pozostali w kolonii ludzie byli bezpieczni. Komandor Shepard schował broń.
- Nie! - wrzask rozległ się po całym polu. Zza pleców komandora wybiegł mechanik, którego spotkał walcząc z hordą Zbieraczy. Minął ich, jakby byli tylko powietrzem, spoglądając w niebo za znikającym w atmosferze statkiem. - Nie pozwólcie im uciec !
Shepard odwrócił się do Mirandy i Garrusa, każąc im dokładnie zbadać plac oraz pobliskie budynki, upewniając się, że Zbieracze nie zostawili prezentów. Gdy się rozproszyli, komandor podszedł do zrozpaczonego kolonisty.
- Przykro mi. Niczego nie mogłem zrobić - próbował go bezskutecznie uspokoić, kiedy mężczyzna kręcił się w kółko depcząc po własnych śladach. - Ich już nie ma, odlecieli ... - urwał, napotykając wzrok mechanika.
- Połowa kolonii jest na pokładzie tego przeklętego statku! - wrzasnął mu w twarz, wskazując punkt na niebie, za którym zniknął statek. - Zabrali Egana, Sama i ... i Lilith! - znów zaczął rzucać się w tę i z powrotem. - Zrób coś ! Cokolwiek. - jego głos się załamał.
- Nie chciałem, by tak to się skończyło. - zaczął komandor - Robiłem wszystko, co mogłem. Żałuję, że nie mogłem dotrzeć tutaj wcześniej.
- Zrobiłeś więcej niż ktokolwiek, Shepard. - zaczął Turianin, podchodząc do rozmawiających - Wschodnia część kolonii zabezpieczona.
Komandor skinął głową na znak, że rozumie. Dźwięk nazwiska komandora wyrwał mechanika z transu. Spojrzał na obojga wielkimi oczyma, a na jego twarzy pojawił się grymas satysfakcji zmieszanej ze złością, ślepą nienawiścią.
- Shepard? - wysyczał przez zaciśnięte wargi - Pamiętam cię. Jesteś tym pieprzonym bohaterem Przymierza - soczyście przeklął, po czym wypluł wypowiedziane słowa.
Przez plac przetoczył się chłodny wiatr, wysuszając perlący się na twarzy komandora pot. Dopiero teraz żołnierz uświadomił sobie jak cicho jest w tej kolonii. Nie słychać było śmiechów ani rozmów, ujadania zwierząt, śpiewu ptaków. Jedynym dźwiękiem wydobywającym się z tej planety, zdawał się być gniewny szelest liści, smaganych przez porywisty wiatr.
Komandor nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.
- Komandor Shepard. Kapitan Normandii. Pierwsze ludzkie Widmo. Zbawca Cytadeli - zza wielkiego kopca, zbudowanego z kilkunastu skrzyń wypełnionych niezbędnym kolonii sprzętem, wyłoniła się kobieta. Ubrana w mundur z logiem Przymierza, z hardym wyrazem twarzy, kroczyła pewnie na spotkanie zebranych. - Stoisz przed prawdziwym bogiem, Delan. Człowiekiem, który powrócił z martwych - mówiła beznamiętnym tonem, wypranym z jakichkolwiek oznak emocji.
Mechanik patrzył na nią uważnie, kręcąc głową ze zrezygnowaniem.
- Straciliśmy tylu dobrych ludzi, ale ciebie oczywiście zostawili! Właściwie, nie spodziewałem się niczego innego - posłał w jej stronę gniewne spojrzenie. - Pieprzyć to ! Skończyłem z wami, z całym Przymierzem! - rzucił, unosząc ręce w dramatycznym geście, po czym mamrocząc wyzwiska, oddalił się w stronę centrum kolonii.
Shepard zbliżył się do kobiety, zachowując bezpieczny, metrowy dystans pomiędzy nimi, w razie, gdyby okazało się, że w czasie tych dwóch lat zmieniło się więcej, niż przypuszczał. Spojrzał jej głęboko w oczy. W te same, które nadal przyprawiają jego serce o szybsze bicie. W których, dostrzegał swoją rozpromienioną twarz, ilekroć spojrzał na jej oblicze. Sierżant Ashley Wiliams, jedyna ocalała z Eden Prime. Kobieta, w której zakochał się bezpowrotnie. Ta, dla której był gotów zrobić wszystko. Ash ... .
Sierżant uniosła wzrok, by spojrzeć na niego. Na mężczyznę, którego opłakiwała przez te wszystkie niezliczone noce. Na tego, przez którego cierpiała tyle ciągnących się dni. Tego, którego jak sama mówiła, przestała już kochać. Lecz w tej jednej chwili, podczas tego jednego spojrzenia, zakochała się ponownie.
- Myślałam, że nie żyjesz - wyszeptała - Wszyscy tak myśleliśmy. Ja ... - urwała, kiedy mężczyzna przyciągnął ją do siebie, mocno tuląc.
Ashley nie broniła się przed uściskiem. Wręcz z ulgą, zamykając oczy, oddała się temu uczuciu, które nagle nią ogarnęło. Odnalazła to ciało, tak idealnie pasujące do jej własnego. Tę szyję, w którą tak kochała się wtulać, wąchając zapach wody kolońskiej. Przez ułamek sekundy, znów leżała wtulona u boku Komandora, w jego kabinie, na pokładzie SR1 Normanda. Przez tę ulotną chwilę, znów była szczęśliwa. Wiedziała, że mężczyzna także cieszy się ze spotkania. Sposób w jaki ją obejmował, w ruchach jego rąk, w drżeniu jego ciała, odczytywała wszystko.
- Minęło tyle czasu, Ash. Co u ciebie? - wyszeptał jej do ucha, sprawiając, że natychmiast wróciła do rzeczywistości, odsuwając się od niego. Pozwoliła jednak, by wciąż trzymał jej dłoń.
- To wszystko!? - zapytała, niemalże z zaskoczeniem. - Zjawiasz się po dwóch latach, jakby nic się nie stało, pytając "co u mnie?" - z niedowierzaniem wypuściła powietrze z płuc, kręcąc głową - Coś nas łączyło Ian.  Coś prawdziwego. Ja... Ja cię kochałam - wyjęła dłoń z jego uścisku, cofając się krok do tyłu. Nie odwróciła jednak wzroku. Została tak wychowana, nigdy nie odwracać spojrzenia. - Myślałam, że jesteś martwy - powtórzyła - Prawie... Jak mogłeś kazać mi przechodzić przez to wszystko?! - czuła jak wzbierają w niej emocje - Dlaczego się ze mną nie skontaktowałeś? Dlaczego nie powiedziałeś mi, że żyjesz? - z jej oczu spłynęły łzy, których nie mogła zatrzymać. Nie była świadoma płaczu, dopóki łzy nie zaczęły spływać po policzkach, spadając na jej dłonie. Teraz nienawidziła siebie jeszcze bardziej. Znów się odsłoniła. Wiedziała, że musi teraz być gotowa na cios. Zawsze tak się działo. Kiedy pozwalała sobie znieść gardę, coś uderzało w nią z całym impetem. Teraz nie oczekiwała różnicy. Coś wewnątrz niej poddało się. Oparła czoło o tors komandora, zamykając oczy. Dłonie zacisnęły się w pięści, gotowe w każdej chwili uderzyć pierś Sheparda w ostatnim akcie desperacji, który tak do niej nie pasował.
- Przykro mi, Ash… - mężczyzna nie odważył się jednak, by ją dotknąć. Stali tak smagani coraz to silniejszymi powiewami wiatru, niosącego widmo rychłej zimy, przypominając pomnik cierpiących kochanków. - Byłem w stanie śmierci klinicznej. Dwa lata zajęło połatanie mnie - czuł, że kobieta mu się wymyka. Przesypuje przez palce niczym wypalony piasek. Nie był w stanie się obronić przed jej zarzutami. Choć dla niego minęło zaledwie parę tygodni, był świadom, że dla Ash czas nie zatrzymał się na tamtym ataku. Nie mógł jej winić. Nie mógłby ... - Minęło tyle czasu. Ruszyłaś naprzód. Nie chciałem otwierać starych ran - miał nadzieję, że Ashley go zrozumie. To nie tak, że wykreślił ją ze swojego nowego życia. Czytał raporty, prześledził historię jej służby. Po prostu wydawało mu się, że tak będzie najlepiej. Przynajmniej dopóki nie wykona swojej misji.
- I ruszyłam ... - wyszeptała, ponownie obejmując komandora, tak, że teraz mówiła wprost do jego ucha. - I oto jesteś, ciągnąc mnie z powrotem - Ich policzki złączyły się na jedno uderzenie serca, nim kobieta ponownie przybrała niewzruszoną pozę na dobre odsuwając się do Sheparda. - Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że wraz z informacją o twoim zmartwychwstaniu, otrzymałam raporty o twojej współpracy z Cerberusem. Cerberusem, Ian ! - poniosła głos oskarżycielsko.
- Raporty? - przerwał im Garrus, do tej pory udając, iż przegląda zawartość pobliskich skrzyń. - Masz na myśli, że Przymierze wiedziało od początku? Że ty wiedziałaś? - zapytał, choć doskonale znał odpowiedź.
Ashley zwróciła się bezpośrednio w jego stronę. Turianin nie był dla niej obcą osobą. Razem uratowali Cytadelę przed Suwerenem, razem pokonali Saren, nawet żartowali, kiedy siedzieli w mesie na Normandii. Kobieta wiedziała, że nie musi się tłumaczyć przed nikim, a już na pewno nie przed ludźmi Cerberusa.
- Wywiad twierdził, że za porwaniami może stać Człowiek Iluzja - wyjaśniła ze względu na stare czasy. - Dostaliśmy cynk, że ta kolonia może stać się następnym celem. Poszłam prosto do Andersona, ale spławił mnie, nim zdążyłam dobrze zadać pytanie. Nie ważne jednak co mówił, lub też w tym wypadku czego nie mówił Anderson, krążyły plotki, że żyjesz.. - kontynuowała, przyjmując wygodniejszą pozycję. Bolały ją wszystkie mięśnie, błagając o chwilę odpoczynku. -... a co gorsza, że pracujesz teraz z ... z wrogiem - nazwa organizacji stanęła jej w gardle. Komandor nie spodziewał się, że Ashley darzy ich taką nienawiścią. Część tej złości jest przeznaczona dla niego. Był teraz z nimi związany, czy tego chciał, czy nie chciał, jednak do nich nie należy.
- Ja i Cerberus mamy wspólny cel; ocalić ludzkie kolonie - zaprotestował. Tym razem to on uniósł głos, by podkreślić wagę swoich słów - Nie znaczy to jednak, że do nich należę!
Usta Ash delikatnie, ledwie zauważalnie, uniosły się w uśmiechu. Nieomal z czułością spojrzała na mężczyznę, tak, jak to robią kobiety przekonane o naiwności drugiej osoby.
- Naprawdę w to wierzysz, Ian? Zastanawiałeś się nad tym, że może Cerberus chce byś tak myślał? - zapytała, lecz nie spodziewała się odpowiedzi. Na to pytanie nie można było odpowiedzieć właściwie. - Kiedy usłyszałam plotki o tym, że żyjesz ... tak bardzo chciałam w nie wierzyć. Otrzymałam to małe ziarenko nadziei, którego tak bardzo potrzebowałam - mówiła coraz ciszej, jakby jej słowa przeznaczone były jedynie dla jej własnych uszu. Kiedy jednak wypowiedziała kolejne słowa, znów pełne były gniewu, oskarżeń, hardości. - Nigdy jednak nie spodziewałam się czegoś takiego! - wskazała rękami dookoła, pokazując zdziesiątkowaną kolonię, na Mirandę powoli wracającą ze zwiadu, na Garrusa, aż w końcu wskazała na Sheparda. - Jak mogłeś odwrócić się do nas wszystkich plecami? Jak?! Zdradziłeś Przymierze ... Andersona - wyliczała. - Zdradziłeś mnie!
Komandor poczuł, jakby wymierzono mu policzek. Mógł sobie zarzucić wszystko, ale nie to, że zdradził kogokolwiek, a już na pewno nie Ashley. W czasie całej swojej wojskowej kariery starał się postępować słusznie. Kroczył drogą sprawiedliwości, gotów poświęcić własne życie za swoich podwładnych.
- Ash, znasz mnie! - zaczął rozpaczliwie, próbując dotrzeć do stawiającej coraz wyższy mur kobiety. - Dobrze wiesz, że robię to, ponieważ mam powód. Chcę ocalić kolonię, wszystkich ludzi. Zniszczyć Zbieraczy - wskazał w niebo, gdzie zniknął statek zbieraczy, po czym pokazał opuszczone budynki. - Widziałaś to na własne oczy! Zbieracze obrali za cel ludzkie kolonie. Oni współpracują ze Żniwiarzami! - w porę pohamował się, by nie wykrzyczeć ostatniego zdania. Miał nadzieję, że kobieta zrozumie powagę sytuacji i jego motywację, kiedy dowie się, że jego zdaniem napastnicy nie działali sami, lecz współpracowali z największym zagrożeniem galaktyki. Ashley wydawała się jednak nieporuszona tymi słowami.
- Chciałabym ci wierzyć, Shepard - powiedziała bez emocji. - Nie ufam Cerberusowi, ale bardziej mnie martwi, że ty, tak. Co oni ci zrobili? - przez jej twarz przebiegł cień obrzydzenia, kiedy mierzyła komandora od stóp do głów, odsuwając się w tył o kolejne dwa kroki. - A pomyślałeś, że to oni mogą stać za tym wszystkim? Co jeśli to oni współpracują ze Zbieraczami?
Tym razem to nie komandor odpowiedział, lecz Garrus. Z wściekłością na twarzy, wywracając kilka skrzyń, podszedł do rozmawiających, stając ramię w ramię z Shepardem.
- Cholera, Williams! Tak mocno skupiłaś się na Cerberusie, że nie widzisz prawdziwego zagrożenia ! - gdyby, nie ręka dowódcy, wykrzyczałby jej to w twarz. Musiał się jednak ograniczyć do dzielącej ich przestrzeni.
- Pozwalasz, by ich niesławna historia przysłoniła ci wszystkie fakty - dodał komandor, siląc się na ostatnie próby przemówienia do kobiety.
Ash potrząsnęła głową przecząco, nie wydając się ani trochę bardziej przekonana, nim przed wybuchem Turianina.
- A może czujesz, że jesteś coś winien Cerberusowi za uratowanie cię. Może twoim problemem jesteś ty sam. Zresztą nieważne ... Ja wiem, gdzie leży moja lojalność. Jestem żołnierzem Przymierza - dumnie uderzyła zaciśniętą pięścią w logo Przymierza znajdującego się nad jej prawą piersią. - Mam to we krwi!
Kobieta jeszcze raz spojrzała na Sheparda, Garrusa oraz nieznajomą kobietę, która czaiła się za skrzyniami z pistoletem w ręce. Myślała, że ma z nią jakieś szanse? Żałosna tak samo, jak cała organizacja, do której należała. - Wracam złożyć raport na Cytadeli. Niech oni zdecydują, czy uwierzą w twoją historię, czy nie - zakomunikowała krótko.
- Przydałby mi się ktoś taki jak ty w mojej nowej załodze - wyrwało się mężczyźnie. Zaskoczony własnymi słowami, szybko dodał. - Byłoby jak za dawnych czasów.
Ashley spojrzała na niego z niedowierzaniem, zacisnęła zęby.
- Nie, nie byłoby - rzuciła wymownie. - Nie jestem wielką fanką obcych, ale nie chce być jakkolwiek wiązana z taką ekstremistyczną grupą - odwróciła się, kierując kroki w stronę, z której przyszła. Ta rozmowa i tak trwała już za długo. Czuła, że powiedziała już wszystko co należało, lecz pogodziła się z faktem, że nie dojdzie do żadnego porozumienia. Rany zostały posypane solą i boleć będą jeszcze długo. Była na to gotowa, miała w tym pewne doświadczenie.
Robiła wolne, lecz zdecydowane kroki, zupełnie jakby walczyła sama ze sobą. Część jej, chciała odwrócić się, pobiec z powrotem do Sheparda i dołączyć do niego. Druga zaś, ta silniejsza, przekonywała ją, że postąpiła słusznie. Tak głęboko zatopiła się we własne myśli, że nie zauważyła, że ktoś chwyta ją za rękę, dopóki nie odczuła gwałtownego szarpnięcia w tył. Odwróciła się zmieszana. Stała oko w oko z komandorem.
- Proszę, Ash. Nie odchodź. Ja ... Ja nadal cię kocham - wyznał i nie czekając na odpowiedź lub jakąkolwiek inną reakcję kobiety, pocałował ją.
Ich usta złączyły się w pocałunku pełnym pasji i namiętności. Było to idealne odzwierciedlenie ich związku, uczucia jakie kiedyś dzielili. Przez chwilę obydwoje znaleźli się w innym świecie. W miejscu, gdzie nic poza nimi nie miało znaczenia. Liczyli się tylko oni, ich ciała złączone pocałunkiem, słony smak łez na wargach. Kiedy pocałunek się zakończył, wciąż stali blisko siebie, wsłuchani w swoje oddechy i bicia serc.
- Proszę ... - wyszeptał ponownie Shepard, gładząc jej policzek. - Nie zostawiaj mnie ponownie...
- To ty mnie zostawiłeś, Ian - odpowiedziała, składając delikatny pocałunek na jego ustach. Było to zaledwie muśnięcie warg, lecz znaczyło więcej niż wszystko inne. - I nie wróciłeś po mnie, kiedy miałeś okazję - dodała, odwracając się plecami do mężczyzny. - Żegnaj, Shepard - nim jednak podjęła marsz, uszu komandora dosięgnął ledwie słyszalny szept. - Po prostu... uważaj na siebie, bo ja ciebie też.
Shepard patrzył jak Ashley Wiliams znika mu z oczu, przechodząc przez północną bramę placu. Zdawał sobie sprawę, że być może jest to ostatni raz, kiedy ją widzi. Do tej pory nie zastanawiał się nad tym, co się stanie, kiedy już pokona Zbieraczy i będzie mógł posłać Cerberusa i Człowieka Iluzję w czeluści piekieł. Czy nie ma już dla niego powrotu do wojsk Przymierza? Choć sam do końca nie wiedział dlaczego, wezbrał w nim niepohamowany gniew.
- Garrus, Miranda! - zawołał. - Wracamy na Normadię. Mam już serdecznie dość tej kolonii.
***
Kilka tygodni później.
- Komandorze, na pańskim terminalu czekają nowe wiadomości - zakomunikowała Kelly, kiedy tylko minął jej posterunek. Jak zwykle uśmiechnięta, zasalutowała, po czym wróciła do pracy, cokolwiek nią było.
- Dziękuję, Kelly. Odczytam je w mojej kajucie - odpowiedział, wchodząc do windy i naciskając przycisk z cyferką jeden.
Gdy znalazł się wewnątrz, podszedł do biurka, by przejrzeć pocztę. Czekał na kilka ważnych wiadomości, jednak ta, która pierwsza rzuciła mu się w oczy, była co najmniej zaskoczeniem. Kilka razy czytał na głos imię i nazwisko nadawcy, nie mogąc uwierzyć w to, na co patrzy. Ashley Wiliams (ashley.m.wiliams@citadel.mil.sa). Otworzył maila.

TEMAT: CZEŚĆ SHEPARD
Przepraszam, za moje słowa na Horyzoncie. Ja ... straciłam Cię dwa lata temu i nieźle mnie to trafiło. Codziennie modliłam się za Ciebie. Czytałam dużo Tennysona, myśląc o Tobie - tak jak wtedy, kiedy umarł mój ojciec. - I nagle wracasz, jakby moje modlitwy zostały wysłuchane. Ale nie jestem już tą samą osobą co kiedyś i Ty też nie.
Sama nie wiem co jest prawdą. Jakaś część mnie nie może uwierzyć, że to naprawdę Ty. Jest też inna część, ta, która ciągle wraca do tej nocy sprzed Ilos; do wspomnień, o których przez ostatnia dwa lata nie pozwalałam sobie myśleć.
Nigdy nie spodziewałam się, że możesz pracować dla Cerberusa, ale rozumiem, czemu wysłali Cię na Horyzont. Widziałam, ile ludzi tam zginęło i jeśli jest ktoś, kto może powstrzymać Zbieraczy, to jesteś to właśnie Ty. Nie mogę Ci towarzyszyć, ale mogę życzyć powodzenia.
Uważaj tylko na siebie ... Szefie. Nie wiem co kryje przyszłość ... ale nie mogę Cię stracić po raz drugi.
~Ash
"Wszystkie zamyka sprawy śmierć,
Lecz przedtem rozbłysnąć jeszcze może czyn szlachetny,
Godny tych, którzy z bogami walczyli."

Shepard wyłączył wiadomość. Jego twarz rozjaśnił uśmiech. Odwrócił głowę w prawo, by spojrzeć na stojącą w rogu biurka fotografię. Zdjęcie kobiety, którą kochał. Ashley Wiliams uśmiechającej się dla niego.

4 komentarze:

  1. No i tak to powinno być rozwiązane w oryginale przez BW, a nie jakieś fochy czy to Kaidana czy Ash o to, że było się martwym i nie raczyło zadzwonić na pogaduszki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Rozumiem jak najbardziej, że Kaidan i Ashley poczuli się zdradzeni. Też bym się tak czuł, gdyby osoba, którą kocham wróciła z martwych i nawet do mnie zadzwoniła. Ale w czasie misji mam nieodparte wrażenie, że oni się kłócą, że nie dał znaku, kiedy jeszcze był w śpiączce. Poza tym, dochodzę do wniosku, że para nie dochodzi do żadnego konsensusu - każdy powiedział co wiedział i trzyma się tego z czym przyszedł.

      Usuń
    2. Strasznie to jest zrobione. Równie dobrze mogli iść na cmentarz i czynić wyrzuty nagrobkowi.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń